Dokładnie dwa lata temu, 12 lipca 2018 roku, Jerzy Brzęczek został selekcjonerem reprezentacji Polski. Prowadzona przez niego drużyna pewnie awansowała do Euro 2020, ale nie wszystkich przekonał. Największy problem? Nie wyniki, a styl.
CZYTAJ TEŻ: Reprezentant Polski pokonał koronawirusa. "Nie leżałem na łożu śmierci"
Dzień wcześniej, 11 lipca, oczy kibiców były zwrócone na Łużniki, gdzie Chorwacja po dogrywce pokonała Anglię i awansowała do finału mistrzostw świata. Dla nas mundial zakończył się dużo wcześniej. 24 czerwca przegraliśmy 0:3 z Kolumbią. Nastroju nie poprawiło zwycięstwo 1:0 z Japonią, które w pamięci zapadło w dużej mierze za sprawą "niskiego pressingu". Tak Adam Nawałka opisywał grę Polaków, którzy w końcówce nie kwapili się do ataku. A Japończycy byli szczęśliwi z tak niskiej porażki, bo dawała im awans do 1/8 finału.
Spotkanie z reprezentacją Kraju Kwitnącej Wiśni okazało się ostatnim Nawałki na stanowisku selekcjonera. Po niespełna trzech tygodniach zastąpił go Brzęczek. Podpisał kontrakt na dwa lata, ale trenerem będzie przez przynajmniej trzy. Do Euro 2020, które zostanie rozegrane w 2021 roku. Polacy w grupie zmierzą się z Hiszpanią, Szwecją oraz drużyną z baraży.
Jerzy Brzęczek nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. ?゚ムマ?
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) July 12, 2018
komunikat ? https://t.co/RgoPfdFnb1 pic.twitter.com/aJA7c7ceue
Zdaniem Macieja Iwańskiego zatrudnienie zagranicznego szkoleniowca niekoniecznie jest receptą na bolączki reprezentacji. Beenhakker dał pierwszy awans w historii, ale już Euro 2008 nie odbiegało znacznie od tego, co oglądaliśmy dwa lata wcześniej podczas mundialu, kiedy reprezentację prowadził Paweł Janas. I nie różniło się też od kolejnych wielkich turniejów z udziałem Polski. Euro 2016 to wyjątek potwierdzający regułę.
– Każdy chciałby zobaczyć wielkie nazwisko, trenera, któremu należałoby zapłacić kilka milionów euro za rok pracy z reprezentacją. Zbigniew Boniek słusznie zauważył, że najpierw trzeba szukać wśród naszych trenerów. Jak pokazuje historia reprezentacji, nawet zatrudnienie trenera z wielkim nazwiskiem jak swego czasu Leo Beenhakker nie przyniosło nam sukcesu w mistrzostwach Europy. Jeżeli prezes PZPN kieruje się taką filozofią, jeżeli zauważył coś w Jerzym Brzęczku, nie dziwi mnie, że kontynuuje ten kurs, skoro trener osiągnął założony cel. W żadnym momencie nie uważałem, by Brzęczkowi należało się cokolwiek innego niż przedłużenie kontraktu i szansa wystąpienia na wielkim turnieju z zespołem, z którym awansował. Nawet gdyby miało się to okazać kolejnym turniejem rozbudzonych oczekiwań, Brzęczek uczciwie na to zasłużył – przekonuje Iwański.